czwartek, 21 kwietnia 2011

Od telefonu do Jacoba minęła równo godzina. Stałam w najciemniejszym kącie lasu, tak by promienie słoneczne nie dosięgały mego ciała. Wiedziałam, że Jake i tak mnie zauważy, gdy tylko spojrzy w moją stronę. Chciałam jednak, by zrobiło się groźnie. Może wtedy moje słowa bardziej do niego dotrą.
- Bello? - usłyszałam jego przestraszony, acz wkurzony głos.
- Cześć. - warknęłam groźnie.
Wysunęłam się z kąta i przesunęłam się kilka stóp dalej, by być bliżej Jacoba.
- Bello, bardzo się przestraszyłem kiedy zakazałaś mi spotykać się z Renesmee. To te cholerne pijawki, prawda?
- Cicho. To ja chciałam, byś tu przyszedł, i mam prawo mówić pierwsza. - przerwałam mu. - Masz zniknąć z naszego życia. Przynajmniej na jakiś czas. Za 3 lata, jak Renesmee będzie dorosła, proszę bardzo wróć. Ale teraz ja i Edward decydujemy o jej przyszłości. I nie życzymy sobie twojej obecności.
- Ale Bello... to wpojenie...
- Wiem o tym doskonale. Ale mnie to nie obchodzi, Jacob. Rozumiem, że się przyjaźnimy, ale Nessie jest jeszcze dzieckiem. Małym dzieckiem. Jest szczęśliwa ze mną i Edwardem. Nie jesteś jej na razie potrzebny. - zapewniłam go oschle. - I to tyle. Jeżeli chcesz jej szczęścia, zniknij z naszego życia.
- Ale ja sobie nie dam rady bez jej obecności... jej zapachu.
- Okej. Mogę dać ci jej zdjęcie, jeżeli go nie posiadasz. Jakaś za mała koszulka Renesmee też się znajdzie.
Jake spojrzał na mnie ze smutkiem. Zaraz pożałowałam, że mu to wszystko powiedziałam. Stałam się okropną egoistką, myślę tylko o moim szczęściu! Byłam zazdrosna o to, że spędzał więcej czasu z moją córką.
- Bells, błagam...
- Powiedziałam co miałam do powiedzenia. Proszę, teraz twoja kolei. Co chcesz mi oznajmić?
- Dobrze... - powiedział drżącym głosem. - Zniknę z waszego życia. Wrócę za... dwa lata. Góra za trzy. Ale proszę... wyjaśnij jej, że to nie moja decyzja... - poprosił. - Powiedz jej, że okropnie ją kocham, że wrócę do niej za kilka lat. Niech o mnie pamięta.
Kiwnęłam głową i ze smutkiem patrzyłam jak do jego oczu cisną się łzy. Wiedziałam, że to wszystko przeze mnie. Moja córka też prędzej czy później, z tęsknoty wybuchnie płaczem. Sama się tak zachowywałam, gdy Edward mnie porzucił. Już miałam anulować wszystkie te słowa, kiedy moje wcześniejsze myśli ponownie powróciły. To była całkowicie inna sprawa. Ja i Edward byliśmy dorośli. A Renesmee? Jest jeszcze maleńka, ma jedynie kilkanaście miesięcy. Potrzebna jej matka i ojciec, dziadkowie i wujowie. A nie... zakochany, a raczej wpojony w niej wilkołak.
- Teraz, przepraszam cię muszę już iść. Do zobaczenia... za kilka lat. - rzuciłam oschle i rzuciłam się biegiem do domu Cullenów.
Dobrze, że wampiry nie płaczą. Bo teraz z moich oczu lały by się łzy strumieniami.
- Bello, musimy porozmawiać. Wszyscy powinni przy tym być. - powiedziała Rosalie, jak tylko znalazłam się w domu. - Edwardzie, wynieś Renesmee do Tanya. Ale wróć szybko.
Zdziwiona tym wszystkich usiadłam na krześle. Jeżeli kazała wynieść Nessie, musiało chodzić o nią.
- Według mnie... opiekę nad Renesmee powinniście powierzyć mi. - rzekła Rose, kiedy wszyscy byliśmy w salonie.
- Co?! Rosalie, zwariowałaś?! - wykrzyknęłam.
- Nie zwariowałam. Myślę po prostu logicznie. Będę sto razy lepszą matką od ciebie.
- Nie zgadzam się. - łkałam. - Kto ją spłodził? Kto nosił ją w brzuchu, pod sercem? Kto prawie umarł gdy przychodziła na świat?!
- Szkoda, że nie umarłaś. Renesmee byłaby wtedy moja... - powiedziała. - To dziecko jest najsłodszym dzieckiem na świecie. Zasługuje na lepszą matkę. Na mnie.
Edward warknął.
- Według mnie - odezwała się Esme. - Opieką nad maleńką powinna zajmować się Bella i Edward. To oni są jej rodzicami i nikt, nawet ty, Rosalie nie da jej takiego ciepła jak biologiczni rodzice.
- Zgadzam się z Esme. - powiedziała Alice.
- Jestem za Bellą i Edwardem. - zagłosował Jasper.
- Ja również. To my jesteśmy jej rodzicami. - dodał Edward.
- Emmettcie, za kim jesteś? - zapytała wkurzona Rose.
- Rosalie, przykro mi. Ale wiesz dobrze, że twoje chęci nie wystarczą. Chciałbym byś miała swoje ukochane dziecko, ale nie możemy zabierać małej Edwardowi i Belli. Znajdziemy inny sposób. - dodał Emmett.
- Zgadzam się z wami. Rose, od lat marzysz o dziecku. Ale nie myślisz, że to nie fair zabierać to małe szczęście Belli i twojemu bratu? Bella prawie umarła, przez Renesmee. I to biologiczni rodzice powinni opiekować się malcem.
- Byłabym lepszą matką. - warknęła Rosalie i wybiegła z domu.
Wszyscy spuścili głowy. Miałam ochotę pobiec za dziewczyną, i wykrzyczeć jej prosto w twarz co o niej myślę. Te wszystkie chwile spędzone z Rosalie... Te wszystkie polowania, zakupy, chwile zabawy... To wszystko kłamstwo. Chodziło tylko o to, bym powierzyła jej Renesmee na własność.
- Bello, chodźmy do domu. - Edward objął mnie w tali i wyprowadził na zewnątrz. - Proszę Cię, uspokój się. Rosalie... poniosło.
- Poniosło to za mało. - mruknęłam. - Nie rozumiesz?! Ona chce odebrać nam córkę! Ot to, to jej cały plan.
- Nie denerwuj się.
- Nie potrafię.
- Zawołać Jaspera?
- Nie, dzięki. Przeżyję bez niego.
Wyswobodziłam się z uścisku Edwarda i wbiegłam do domu. Przysiadłam na łóżku i schowałam twarz między kolana. Po chwili obok mnie znalazł się Edward. Nie zwracałam na niego uwagi, musiałam odetchnąć, uspokoić się.
- Zaraz wrócę. - mruknęłam.
Wyszłam  z sypialni i weszłam do pojemnej łazienki. Bardzo rzadko z niej korzystaliśmy. Renesmee była w połowie człowiekiem, więc też musiała się kąpać. Ale robiła to rzadziej niż zwykły śmiertelnik. Na brzegu wanny naszykowałam najróżniejsze olejki, płyny i mydełka zapachowe. Gorące strugi wody zawsze działały na mnie uspokajająco. Po długiej kąpieli przysiadłam na krzesełku, wpatrując się w okno. Rozmyślałam, co by było gdybym, wtedy czy porodzie zmarła. Jasne by było, że Edward obarczyłby całą winą Renesmee, i niewiele myśląc zabiłby się, tak jak mi kiedyś obiecał. Rosalie i Emmett zajęliby się małą, wmawiają jej, że to oni są jej rodzicami. Ale teraz to jest nie możliwe. W końcu ja i Edward, i oczywiście nasza córeczka będziemy żyć wiecznie.
- Bello, czy wszystko w porządku? - usłyszałam troskliwy głos Edwarda.
- Tak. Już wychodzę. - owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
Położyłam się na łóżku i za chwilę dołączył do mnie Edward. Złapałam go za rękę. Przytuliłam się mocno do jego nagiego torsu. Było mi przyjemnie ciepło, choć oboje jesteśmy lodowaci. Jedną rękę wyswobodziłam z jego uścisku i położyłam mu przy szyi. Palce z drugiej dłoni zaś mocniej wplotłam w palce Edwarda. Edward parsknął śmiechem i pocałował mnie w czubek głowy. Uwielbiałam chwilę, gdy mogłam rozkoszować się bliskością Edwarda. A takich było teraz naprawdę nie wiele...

sobota, 16 kwietnia 2011


Droga straszliwie się dłużyła. Jednak po kilku minutach ( kto wie, a może to były sekundy? ) z daleka zamajaczył  niewielki budynek. Przyśpieszyłam. Kiedy znalazłam się dosyć blisko, warknęłam cicho. Zależało mi, by Jacob to usłyszał i wyszedł na zewnątrz. W końcu potrafi rozróżniać głosy. W szczególności Renesmee. Kiedy nie zauważyłam jakiejkolwiek reakcji, po prostu podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Witaj Bello. Cóż cię do nas sprowadza? - Drzwi otworzył Billy.
No tak mogłam się domyślić, że Jake nie ma najnormalniej w świecie w domu.
- Cześć, Billy. Chciałam rozmawiać z Jacobem. Ale nie ma go.
- No tak, twój węch. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
- Sama do końca się z tym nie oswoiłam. A mogę wiedzieć gdzie jest Jake?
- Na plaży... ze sforą. Radzę Ci tam nie iść. Nie są już miło nastawieni do ciebie, kiedy nie pozwoliłaś Jacobowi spotykać się z Nessie. A właśnie, u was wszystko w porządku? - dodał zaniepokojony.
- Oczywiście. No dobrze, jednak udam się na plażę. Do zobaczenia, Billy. - pożegnałam się i puściłam się biegiem w kierunku plaży.
Biegłam krótko. Zaraz natrafiłam na zapach sfory. Byli oni na szczęście w ludzkiej postaci. Pierwszego z nich zauważyłam Setha.
- Cześć, Bella! Co u ciebie?
- Cześć, Seth. Ogólnie dobrze, oprócz tego, że specjalnie próbujecie mnie otoczyć.
- Zauważyłaś. - powiedział smutno.
- Trudno nie zauważyć, Seth.
- Bello, ja do ciebie i reszty twojej rodziny nic, a nic nie mam. Tylko wiesz, Sam nam każe...
- A on jest Alfą. Okej, rozumiem. Przekaż tylko Jacobowi, że dzisiaj ma szczęście. Nie umiem jeszcze walczyć, ale nie szkodzi. Emmett obiecał mnie nauczyć.
- Na pewno przekaże.
- Fajnie. Do zobaczenia!
Cholera! Czemu tak łatwo się poddałam? Mogłam przecież pójść do Jacoba, i wyjaśnić mu pewne sprawy, w sposób dość wyrafinowany i elegancki. Wycofałam się jednak z rezerwatu, i wróciłam do Charliego po Renesmee. Wzięłam ją do samochodu, i wróciliśmy do domu.
- Bello! Mogłaś mi powiedzieć o co ci chodziło wtedy na polanie! Zaraz bym cię nauczył! - Emmett był zawiedziony, że nie poinformowałam go po co mi umiejętność walki.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko pojadę do La Push.
- Ja również, nie. Ale mogłaś znaleźć tego kundla!
- Owszem, mogłam. Ale... pogadam z nim na osobności. Kiedy będę z nim walczyć zależy mi byśmy byli sami. Wiesz, Leah, Seth i reszta włączyli by się do walki. - wzdrygnęłam się na tą myśl.
- Masz dziwny tok rozumowania, Bello.
- Dzięki za komplement. - roześmiałam się.
Jednak zauważyłam, że Renesmee niecierpliwie czeka w moich ramionach. Całkowicie o tym zapomniałam. Weszłam z małą do domu Cullenów. Esme i Carlisle wraz z Tanya rozmawiali o diecie Nessie, a pozostali oglądali mecz w telewizorze.
- Edwardzie, moglibyśmy pójść do domu? Mam Ci coś do powiedzenia.
- Oczywiście, Bello. Jazz powiesz mi potem, która drużyna wygrała.
Wyszliśmy przed dom. Słońce mocno grzało, co było zadziwiające. Spojrzałam na Edwarda. Świecił się tak samo, jak wtedy na polance, kiedy byłam jeszcze człowiekiem. Gdy doszliśmy do domu, ułożyłam Renesmee do snu, była bardzo zmęczona po dniu u Charliego. My z Edwardem usiedliśmy na łóżku.
- Edwardzie...
- Tak, Bello?
- Bo martwię się o nasze metody wychowawcze. - wypaliłam.
- O metody wychowawcze? - Edward parsknął śmiechem. - Nasza córka to najbardziej rozpieszczona wampirzyca na świecie.
- Ale... tak mało czasu jej poświęcamy. Za kilka lat będzie już dorosła. Nie doświadczy prawdziwego dzieciństwa z matką i ojcem.
- Kochanie, przecież zajmujemy się nią najlepiej jak potrafimy.
- Owszem. Ale Rosalie zachowuje się jakby była jej matką. Karmi ją, myje, bawi się z nią... - zaczęłam wyliczać.
Jednak przerwał mi pocałunek Edwarda.
- Cicho tam. Na czym ja skończyłam...
Edward roześmiał się i porwał mnie w ramiona. Uwielbiałam chwilę, gdy byliśmy z Edwardem sam na sam. Ale miałam wyrzuty sumienia w stosunku do naszej córki. Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie minęło sporo czasu. Lada chwila miała obudzić się Renesmee. Położyliśmy się więc z Edwardem wygodnie, nasłuchując oznak, że Nessie już wstała. Jednak nasłuchiwałam niedokładnie. Przegapiłam chwilę gdy mała wstała i podeszła do nas. Więc roześmiałam się kiedy mała główka z tysiącami rudych loków wyłoniła się z prześcieradła i weszła do nas na łóżko. Przytuliłam ją mocno. To samo zrobił Edward.
- Pokażesz mamie, jak bawiłaś się u dziadka?
Mała pokiwała główką i przyłożyła swoją pulchną łapkę do mojego policzka. Pokazała mi jak bawili się kolorowymi świnkami, jak Nessie pięknie narysowała mnie, Edwarda, siebie i Charliego i podarowała mu ten obrazek. Zadowolona z siebie, skończyła pokazywać.
- Jestem głodna. Chodźmy na polowanie. - jęknęła nagle Renesmee.
- Dobrze, zaraz pójdziemy. - Edward pogłaskał małą po główce. - Szczerze, też bym coś zjadł. Bello, idziesz z nami?
- Co? Nie, mam sprawę do załatwienia.
- Bello, wszystko w porządku? - spytał zmartwiony Edward.
- Oczywiście.
- No dobrze. To idziemy. Do zobaczenia. - pocałował mnie przelotnie i wyszedł z pokoju.
To samo uczyniła Nessie. Przeciągnęłam się i wstałam. Spojrzałam na siebie. Nie wyglądałam najlepiej. Mimo mojej porcelanowej urody, wyglądałam jak przestarzała modelka. Pewnie jestem nietypowym wampirem jeśli tak wyglądam. No cóż, Edward i Renesmee nigdy się nie skarżyli. Więc ja też nie powinnam. Wybiegłam z naszego kamiennego domku i skierowałam się w stronę domu Esme i Carlisle. Węchem odszukałam Emmetta, siedział na werandzie i zawzięcie dyskutował o czymś z Rose. Nie wiem o czym, ponieważ jak tylko mnie wyczuli przerwali dyskusję.
- Cześć. Emmett, gotowy? - powiedziałam wesoło. - Rose, Nessie jest na polowaniu. Wróci niedługo.
- Wiem. - warknęła. - Emmett, przemyśl to. To najlepsza decyzja z możliwym.
Zmroziła mnie wzrokiem i znikła wewnątrz domu. Co ją ugryzło? Zawsze starała się być miła dla mnie, Renesmee i całej rodziny.
- Okej, gotowa? - zapytał podekscytowany Emmett.
Właśnie wtedy obok nas przemknął Jasper.
- Ejj, Jazz. Zostajesz.
- Emmett, nie mam czasu na głupoty. - jęknął chłopak. - Co tym razem?
- Bella, chce nauczyć się walczyć.
- Ahh, Bella chce się nauczyć walczyć... Dobrze pomogę Ci ją nauczyć. Usiądź, Bello na trawie i obserwuj nas.
Kiwnęłam głową i posłusznie usiadłam. Chłopacy zaczęli walczyć. Starałam się wszystko zapamiętać, pod jakim kątem uderzali i w jakie miejsca. W końcu Jasper zwyciężył.
- No, Bello. Zapamiętałaś coś? - kiwnęłam głową. - Świetnie, teraz proszę, spróbuj z Emmettem.
Walka z nim szła mi całkiem nieźle. Kilka razy powaliłam go na ziemie, ale on nie był mi dłużny.
- Zmień kąt. Nie, nie w to miejsce! Świetnie! Nie uciekaj! Mocniej, mocniej! - dorzucał co chwilę Jasper.
Kiedy walka się skoczyła ( remis. ) miałam stoczyć następną z Jasperem. Bił lżej od Emmetta, ale umiał tysiące najróżniejszych chwytów.
- Mocniej, Bella mocniej! Z całej siły! W twarz! - teraz komentatorem był Emm.
Walka znów zakończyła się remisem. Byłam dumna ze swoich postępów. Nie wiedziałam, że ich pokonam.
- Bello, wiedz, że było bez forów. Naprawdę jesteś dobra. Gratulacje. - powiedział zdumiony Jasper. - A teraz muszę iść na polowanie.
Byłam z siebie bardzo dumna. Nie wiedziałam, że jestem taka dobra. Jeszcze Jasper powiedział, że to było bez forów.. Jestem gotowa by  się z nim zmierzyć. Z kieszeni dżinsów wyciągnęłam komórkę, wybrałam numer Jacoba.
- Halo?
- Las. Koło Cullenów. Za godzinę. Pożałujesz jak przyjdziesz z kimś. Obiecuję. - powiedziałam do słuchawki groźnie i rozłączyłam się.
Teraz wystarczy tylko czekać...

czwartek, 14 kwietnia 2011




- Mamo. - Rozespana Nessie wgramoliła się na moje łóżko. - Chcę do Jacoba!
- Potem. - Mruknęłam z lekka podenerwowana. - Idź się ubierz i pójdziemy do Carlisle.
Moja córka z niesmakiem podniosła się z łóżka i opuściła pokój. Wiedziałam, że od kilku dni zachowuję się okropnie odciągając małą od Jacoba. Miałam jednak dosyć, że znał lepiej moją córkę od mnie samej. Ba! Już Edward znał ją lepiej! Wiedziałam, że Jacob strada zmysły, gdy jest tak daleko Renesmee. Ona też nie była tym zachwycona. Jednak była pokornym dzieckiem i wykonywała moje polecenia. Wszyscy byli zachwyceni, że wreszcie mamy dziewczynkę na własność. Edward był szczęśliwy, że wygoniłam Jacoba z domu Cullenów. Na początku myślałam, że się polubili, ale nie. Oni nigdy się raczej nie polubią. Jednak najwięcej z tego wszystkiego zyskała Rosalie. Ma teraz małą na wyłączność. My z Edwardem widzimy ją jakieś 3 godziny dziennie. No i oczywiście wtedy kiedy śpi. 
- Mamo. - Nessie pojawiła się przy mnie nie wiadomo kiedy. - Idziemy? Chcę coś powiedzieć tacie.
- A mi nie powiesz? - zapytałam. Owszem, jemu powie. Ale na litość, matce już nie?! 
- Ale... chciałabym mamusiu. Ale wiem, że jesteś zdenerwowana... A to na pewno cię nie uspokoi. 
- Ale Nessie. - przytuliłam córkę. - Chcę wiedzieć. Denerwuje mnie to, że nie czuję się jak matka. Twoją matką raczej jest Rose.
- Niee... - dziewczynka pokiwała głową - Ona jest ciocią. No dobrze, powiem Ci. 
Podniosła rączkę i powoli przyłożyła mi ją do mojego policzka. Przed oczami ukazał mi się widok Jacoba. Jacob kiedy karmi małą. Kiedy bawi się z nią. Kiedy czyta jej bajkę na dobranoc. Całujący ją w policzek i obiecujący, że jutro się spotkają... I... koniec. Zrozumiałam co to znaczy. Usłyszała nieme pytanie córki.
- Nie wiem skarbie. - Wychrypiałam. Wiedziałam jednak, że jest za bardzo inteligentna i wie, że to moja wina, że nie bywa już u nas.
- Chodźmy już do dziadka. - powiedziała Renesmee, zaciskają rączki w piąstkę. - Chciałam zapytać się taty, czy nauczy mnie chodzić po drzewach. Bo ty, mamo masz za słabą cierpliwość do nowicjuszy. - zachichotała.
Pokiwałam głową. Wzięłam małą na barana ( nienawidzi biegać, kiedy nie chcę się z nią ścigać. ) i pognałam do domu. Wchodząc do niego, poczułam niespodziewany zapach. Owszem znałam go, ale nie spodziewałam, się, że nas odwiedzi. 
- Witajcie! Bello, Renesmee! Jakże dawno Was nie widziałam. - Tanya była w świetnym humorze. - Przyjechałam by zaprosić Was wszystkich na wesele Kate. Żeni się z Eleazerem! 
- To naprawdę świetnie! - Nessie była zadowolona, że znowu zobaczyła Tanye. - Szkoda ciociu, że przyjechałaś sama. Chętnie zobaczyłabym ciocię Kate i wujka Eleazara.
- Niedługo zobaczysz całe wujostwo! Wszyscy są zaproszeni na wesele. Bello, dobrze się czujesz? - Tanya zmarszczyła czoło.
- Tak,tak. - powiedziałam pośpiesznie. - Zamyśliłam się odrobinkę. Przepraszam, chciałam udać się na polowanie. Jeżeli można chciałabym by towarzyszył mi tylko Emmett. - podkreśliłam słowo tylko. - Emmett, bardzo proszę. A ty Rosalie może razem z Tanya i Esme zabierzcie Nessie na spacer.
Wszyscy skinęli głowami a my z Emmettem opuściliśmy pokój. Czułam na sobie spojrzenie Emmetta. Kiedy oddaliliśmy się dostatecznie daleko od domu, by nikt nas nie słyszał, zapytałam Emmetta.
- Emmett, teraz jesteśmy taką jakby rodziną, prawda? A rodzina wykonuje sobie przysługi.
- Owszem. - Emmett roześmiał się. - Wiem do czego pijesz, Bello. Ale ja nic dla ciebie nie zrobię. Edward zabił by mnie za to.
- Ale to taka maleńka przysługa.
- Jak maleńka?
- Taka tyci-tyci... Proszę!
- Jeżeli taka tyci-tyci to dobrze. Ale coś za coś. - uśmiechnął się. - Jak wrócimy z polowania, przez pół doby będziemy się siłować. Aż wygram. Bez forów.
- O nie! Twoje przysługi nigdy nie są małe. - jęknęłam.
- Być może. Co więc mam dla ciebie zrobić, Bello?
- Naucz mnie walczyć! - wypaliłam.
Chyba nie tego spodziewał się Emmett.
- Zgoda...? - popatrzył na mnie zdziwiony. - Ale Edward nie może się dowiedzieć.
Odbyło się więc bez zbędnych ceregieli. I dobrze. Dotarliśmy na małą polankę. Było na niej kilka łosi. Nic więcej. Wróciłam więc z polowania spragniona. Chciałam jak najszybciej zacząć to przeklęte siłowanie na rękę, a potem pojechać do Charliego. Wyobrażałam sobie jak bardzo stęsknił się za mną i swoją wnuczką. Kiedy tylko znaleźliśmy się na posiadłości Cullenów, Emmett pognał po drewniany pieniek. Zaczęliśmy się siłować. Po naszym starciu pognałam po Renesmee. Jednak widok zdenerwowanej Rose mnie zdziwił. O co mogły się pokłócić? Esme i Tanya były bardzo spokojne. Nie mogło więc chodzi o nie. Zobaczyłam jednak smutno minę Nessie i od razu się domyśliłam.
- O nie! - jęknęłam biorąc córeczkę na ręce. - Kotuś... Ciii...
Mała chlipała tak, że cała moja bluzka w oka mgnieniu stała się mokra. Kiedy moja córka uspokoiła się, poprosiłam ją by poszła do Edwarda. Wtedy zostałam sama z Rosalie, Esme i Tanya.
- Co się stało? Czemu moja córka płakała?
- Bo.. Rose powiedziała kilka słów za dużo. Nic więcej. - Powiedziała Esme, patrząc smutno na Rosalie.
- To jego wina... - syknęła w odpowiedzi dziewczyna. - To ten kundel. Zaczął się szwendać w okolicy...
- Mała chciała pójść do niego. Jednak Rose nie chciała jej puścić... Pewnie się domyślasz co było dalej...
- Tak rozumiem. Rosalie, dobrze postąpiłaś, że ją do niego nie puściłaś. Mam dosyć, że zna Renesmee lepiej od nas wszystkich. Rozumiem, że to wpojenie, ale nie pojmuje czemu nikomu innemu nie daje jej dotykać?
Pokręciłam głową. Wtedy spostrzegłam Renesmee czekającą aż pojedziemy. Uśmiechnęłam się do niej i złapałam ją za rączkę.
- Dobrze, my już jedziemy. Do zobaczenia.
Razem z Nessie wsiadłyśmy do auta Edwarda. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do samochodu " Poślubnego ". Zwinie zapięłam małą pasami i wróciłam na swoje miejsce. Przez większość drogi patrzyłam jak stopniowo zamykają się powieki Renesmee. Zanim zdołałam zaparkować auto, na ganku pojawił się Charlie.
- Renesmee! Bella! Ale miła niespodzianka! - powiedział Charlie dochodząc do nas i wyciągając ręce w kierunku małej.
- Witaj, tato. Postanowiłam wpaść, bo zaniedbuję cię ostatnio.
- To nie ma znaczenia. Teraz musisz gotować Nessie i Edwardowi. A właśnie, gdzie Edward? - dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Edward postanowił coś ugotować. Od rana siedzi z Alice w kuchni.
- Ciekawe czy to będzie coś jadalnego... Proszę, nie stójcie na ganku.
Renesmee zwinnie wydostała się z ramion Charliego i weszła do domu. Wiele się pozmieniało. Nad kominkiem, gdzie poprzednio wisiały moje zdjęcia i świadectwa, zawisły zdjęcia Nessie. Na lodówce wisiała kartka z produktami zakupionymi przez Sue. Byli już oficjalnie parą więc była już stałym gościem w domu Charliego. Na półkach w salonie stały gliniane świnki, większość pomalowana na czerwono. Świnki to ulubione zabawki małej zaraz po kolekcji figurek od Jacoba. Zajęłam miejsca przy stole w kuchni, gdzie krzesła ( o dziwo. ) były w stanie nienaruszonym.
- Renesmee, jesteś głodna? A może ty Bello coś zjesz? - zapytał Charlie troskliwym tonem.
- Nie dziękujemy. Jesteśmy świeżo po śniadaniu. Chyba, że Nessie zgłodniała?
- Niee, dziękuję. - pokiwała ze wstrętem głową. - Jestem najedzona.
Ukryłam uśmieszek. Cokolwiek Charlie czy Sue by przygotowali mała i tak nie ruszy. Nie dziwię jej się, mi też to wszystko nie smakuje. Nie był zadowolony z tego, że nic u niego nie jemy. Charlie sądzi, że jesteśmy chude. ( o dziwo, po naszym weselu przytyłam 5 kilo, a teraz nie mogę nic z moją wagą zrobić. )
- No więc co u was? Opowiadajcie.
- Wszystko dobrze, dziękujemy. Wszyscy bardzo troskliwie opiekujemy się Renesmee. A co u Ciebie, tato?
- Ogólnie rzecz biorąc, jest dobrze. Ale martwi mnie zachowanie Jake. Dzwoni kilka razy tygodniowo i pyta się czy jesteś. Dokładniej: czy jest Nessie. - Charlie spojrzał na mnie. - Pokłóciliście się?
- Nie, skąd. Nadal bardzo się lubimy. Jednak... jest bardzo przywiązany do małej. To nie jest miłe, kiedy przesiaduje cały dzień w domu Carlisle. My widzimy Renesmee jakieś trzy godziny na dobę.
- Czyli go wygoniłaś. - stwierdził.
- Ogólnie rzecz biorąc, tak jest.
- To całe towarzystwo Edwarda ma na ciebie zły wpływ, skarbie.
Skrzywiłam się na dźwięk słowa Skarbie. Tak dawno nie używał go w stosunku do mnie. Dla niego nie byłam już Bellą. Dla niego byłam Isabellą i to tylko dlatego, że mam męża i dziecko. Ba! Tak mnie traktuje, jakby nie wiedział, że mam tylko niecałe 21 lat.
- Tak? Nie uważam. - Odparłam oschle.
- Zrobiłaś się... inna. Taka dziwna. Nie ma w tobie już nic ze starej Belli.
- Ja się nie zmieniłam. To, że jestem mężatką i mam dziecko nic nie zmienia. Ciągle jestem Bellą. I choć nazywam się Cullen, dla ciebie i mamy zawsze powinnam być Bellą Swan.
- Okej, okej. Tak tylko mi się powiedziało. - mruknął. - Już jedziesz? - dodał, kiedy wstałam.
- Owszem... mam sprawę do załatwienia. Popilnujesz Renesmee?
- Jasne, Bells. Jedź i się nie martw. Będzie fajnie, prawda Nessie?
- Oczywiście. Jedź mamo. Do zobaczenia!
- No dobrze. - powiedziałam. - Dzięki, tato. Do zobaczenia!
Kiedy wyszłam z domu Charliego, weszłam do dość dużego lasu. Kiedy znalazłam się już całkiem daleko, że nikt prócz Nessie, nie mógłby mnie zauważyć, puściłam się biegiem. Musiałam go znaleźć i wyjaśnić mu parę spraw...